środa, 24 sierpnia 2011
Dieta
To, być może, najważniejszy post w moim blogu! Od lat zmagałem się z problemem nadwagi. Przez cały czas jestem dość aktywny fizycznie ale mój organizm potrafił przystosować się do każdej aktywności fizycznej i każdej diety. Bywało tak, że ćwiczyłem bardzo intensywnie, prawie się głodziłem a moja waga stała w miejscu. Doszło nawet do lekkiego zwyrodnienia stawów kolanowych. Dopiero pewien znajomy natchnął mnie nową dietą, która działa. Jak wszystko, tak i dietę trzeba wziąć "na rozum". Pierwsza rzecz - wroga należy zidentyfikować. Od czego tyjemy? Przytyć można od dwóch rodzajów produktów sporzywczych: od tłuszczy i węglowodanów. Jak już znamy wroga to trzeba opracować strategię postępowania. Moja dieta polega na wyeliminowaniu tych produktów (na ile się tylko da). Zabronione jest spożywanie jakichkolwiek węglowodanów (cukrów, słodyczy, pieczywa, kasz, ziemniaków) oraz spożywanie tłuszczy i tłustych mięs. Co można jeść? Niewiele tego... Przede wszystkim chodzi o dostarczenie dużej ilości białka jako "budulca" i materiału "energetycznego". W grę wchodzą filety z drobiu, ryby (wszystkie - nawet te tłuste), dowolne jarzyny, chudy nabiał (kefiry 0%, sery 0%, mleko 0%). Tego mogę jeść w dowolnych ilościach Czasami pozwalam sobie na gotowaną wołowinę. Zazwyczaj jem małe porcje co 3 godziny, żeby nie zgłodnieć na tyle, żeby się przejeść. Każdy posiłek popijam dużą szklanką zimnej wody (ogrzanie zimnego płynu to też wydatek energetyczny dla organizmu). Jak już wspomniałem, dozwolony jest nabiał o jak najmniejszej zawartości tłuszczu. Niestety odtłuszczone mleko dostępne jest tylko w postaci UHT. Z tego powodu suplementuję się witaminą B (umożliwia przyswajanie wapnia). Z powodu ograniczenia w spożyciu czerwonych mięs i aktywności fizycznej - suplementuję się "żelazem" ale tylko okazjonalnie. Przy rygorystycznym przestrzeganiu w/w diety można zrzucić do 6kg/miesiąc. Moje osiągnięcie to 10kg w trzy miesiące. To wszystko osiągnąłem bez głodzenia się. Ta dieta ma też swoje wady. Na pewno wadą jest pracochłonność przygotowania posiłków i brak "gotowych" produktów do spożycia. Można trochę ograniczyć tą wadę przyrządzając duże ilości jedzenia na raz. To wprowadza trochę monotonii w jadłospisie ale pozwala oszczędzić trochę czasu. Nigdy nie przepadałem za słodyczami (zawsze wolałem śledzie ;-)) ale drugą wadą mojej diety jest wręcz wilczy apetyt na słodycze. Jak moja córka otwiera czekoladkę to mnie aż skręca! Jest też na to rada - nie kupować córce czekolady ;-). Dopuszczam również popełnienie jednego, małego grzechu dziennie - dwie kostki z czekolady córki albo garść orzechów ale nie więcej. Następną niedogodnością w tej diecie jest pewna niedogodność fizjologiczna. Gdy całkowicie ograniczymy organizmowi węglowodany - ten przestawia się na pobieranie energii z naszych zasobów tłuszczu a to może skutkować uczuciem osłabienia. Rada na to jest jednak prosta - pośrodku przerw między posiłkami pijam kawę z mlekiem (oczywiście 0%tłuszczu). Kofeina likwiduje, w znacznej części, uczucie ospałości a i przyspiesza metabolizm. Ot i cała filozofia! Odchudzanie może być bardzo łatwe! Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dieta na resztę mojego życia. Po jej odstawieniu pewnie szybciutko doszedłbym do poprzedniej wagi - o tym też muszę pamiętać.
Etykiety:
dieta żywienie
środa, 10 sierpnia 2011
Po co nam izotoniki
Tego posta piszę sprowokowany dyskusją na facebooku dotyczącą porównania izotoników. Ze wsząt jesteśmy atakowani reklamami napojów izotonicznych i hipertonicznych. "Podczas długotrwałego wysiłku pocimy się wydalając cenne sole mineralne z organizmu, zaburzając równowagę elektrolitów, ect., ect., ect. Tylko nasz izotonik pomoże wam, w szybkim czasie uzupełnić brakujące minerały". Jak pot jest - każdy widzi. Ano pot jest słony. Niewątpliwie minerały "uciekają" z organizmu podczas intensywnych (długotrwałych ćwiczeń) ale jak to jest z tą równowagą w organizmie i co właściwie należałoby uzupełniać? Nie jestem specjalistą w w medycynie - jestem tylko zwykłym zjadaczem gazet. Właśnie w numerze "styczeń-luty" periodyka "Bieganie", z 2010r znalazłem ciekawy artykuł Marka Tronina na temat Kurczy. Dla nie mających dostępu do wersji papierowej w/w quasi miesięcznika postaram się streścić tutaj fragment tego artykułu. Pan Tronin powołuje się na badania Martina Schwellnusa z uniwersytetu w Kapsztadzie (nie podaje jednak źródła). No i najważniejsze (dla mnie - nigdy nie miałem kurczy ;-)) spostrzeżenie. Podczas długotrwałego wysiłku w organizmie poziom elektrolitów nie spada ale rośnie. Jak to się dzieje? Chodzi o to, że mimo iż pot jest słony (zawiera sole mineralne) jest jednak hipotoniczny czyli mniej w nim soli niż w osoczu. Pocąc się wydalamy z organizmu o wiele więcej wody niż soli. W związku z tym stężenie minerałów w organizmie zamiast spadać rośnie.Kilka liczb na poparcie tezy? Litr krwi zawiera około 3,2g soli. Litr potu - około 1,1g. Brzmi sensownie? W takim razie po co nam izotoniki? :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)